Moja pierwsza trasa zestawem to zupełny przypadek, wujek mojej prawie żony (już nie długo

) ma małą firmę transportową - 2 zestawy, jednym jeździ on sam a drugim jego syn. Pewnego dnia wieczorem dzwoni do mnie moja pani i pyta czy nie pojechał bym z wujkiem w trasę, bo ma poważny problem zdrowotny, nie wie czy będę prowadził, ale dla bezpieczeństwa żebym chociaż miał go na oku, pomógł przy rozładunku itp. Zestaw załadowany już wcześniej, towar jutro rano ma być u odbiorcy a syn właśnie zaczyna pauzę w Bełchatowie, więc nie ma zastępstwa, jazda w tych okolicznościach nie była by zbyt rozsądna ale ładunek trzeba zawieźć. Nie zastanawiając się długo zgodziłem się, dowiedziałem się że o 5.10 rano mam być na parkingu. Nastawiłem sobie budzik na 4.30 i wcześnie położyłem się spać żeby się wyspać przed wyjazdem. Przebudziłem się nad ranem, otwieram oczy - jasno. Zamykam oczy, po chwili przebłysk - cholera, zaspałem! Która godzina? Ufff, jeszcze nie ma 4, uspokojony przewracam się na drugi bok i spowrotem zasypiam. Długo nie pospałem kiedy zadzwonił budzik, szybkie mycie, jeszcze szybsze jedzenie, patrze na zegarek - spokojnie, jeszcze mam trochę czasu, siadam przy kompie (włączony bo sciągałem coś dużego), przeglądam wiadomości, no i się trochę zasiedziałem, więc pędem do samochodu i ile fabryka dała. Na parking nie miałem daleko więc wjechałem równo o 5.10, wujek już siedział w samochodzie - Iveco Eurostar 420 KM z firaną, wyjechał ze swojego stanowiska, ja zaparkowałem osobówkę na jego miejscu i po chwili wskoczyłem do kabiny po stronie pasażera. Patrzę, chłop faktycznie wygląda jak przepuszczony przez wyżymaczkę, chwila rozmowy i już wszystko wiem - trasa jest krótka, Tczew - Braniewo - Tczew, wieziemy 24 tony Cekolu i wracamy do domu na pusto, będziemy tankować w Malborku i tam zrobimy przesiadkę. Do Malborka mamy trochę ponad 20 km więc zleciało szybko, zatankowaliśmy na Lotosie w Malborku, usiadłem za kierownicą, krótkie wytłumaczenie co i jak z biegami (skrzynia z przebitką, 8 biegów + oczywiście połówki), pare uwag na drogę i jedziemy, pierwszy test czekał na mnie jeszcze przed wyjazdem ze stacji - trzeba było przecisnąć się pomiędzy zaparkowanymi zestawami, ale dałem sobie radę, trochę gorzej szło mi z wyjechaniem na główną drogę (szarpiące sprzęgło + ładunek + brak wprawy) ale w końcu się udało, jadę, na początek osiągam zawrotne 60 km/h i oswajam się z autem. Spięty jak cholera, na kursie jeździłem tandemem Star + przyczepa, a to jednak jest troche większe, do tego początkowe zamotanie ze skrzynią, no i za Malborkiem w kierunku Elbląga robi się trochę wąsko dla kogoś jeszcze nie obytego z gabarytami zestawu. Ci którzy już trochę jeździli pewnie się uśmiechaja, aleosoba jadąca pierwszy raz zestawem ma prawo czuć się tam niezbyt pewnie. Na szczęście ruch o tej porze niewielki, tylko trochę osobówek. Słyszę radę którą powtarzałem sobie w myślach jeszcze wiele razy tego dnia: "spokojnie, jak nie jesteś pewny to zwolnij, nikt Cię nie goni. Lepiej dojechać trochę później niż wcale. I rozluźnij się". Rady z prawego fotela słyszę jeszcze kilka razy: "Odsuń się od pobocza", "uważaj na gałęzie", "patrz w lusterka", "spokojnie, nie nerwowo", "ok, tak trzymaj" - czułem się jak na kursie

Powoli nabieram pewności siebie i przyspieszam, skrzynia z przebitką i połówkami też przestaje sprawiać problemy. Po kilkunastu kilometrach przyszła pora na pierwszą mijankę z zestawem z naprzeciwka, trochę stresu, przyklejenie się do pobocza i kotłujące się myśli: wystarczy? nie wystarczy? byle tylko nie urwać lustra! Zwolnić i jeszcze trochę do prawej! Po następnych kilku mijankach jestem już spokojny, lepiej czuję rozmiary auta, wiem ile potrzebuję miejsca i jadę sobie swoim torem jazdy bez zbędnej paniki, dojeżdżamy do Elbląga i odbijamy w lewo na Warszawę. Na skrzyżowaniu stoją 2 osobówki, jedna z podniesioną maską i trzeba się koło nich przecisnąć. W stresie lekka zamotka - w końcu pierwsze skrzyżowanie z naczepą, skręcać już, czy jeszcze trochę wypuścić, nie mam pojęcia i jadę na czuja, na szczęście się udało. Wyjeżdżamy na dwu pasmówkę i wreszcie mogę odetchnąć - dużo miejsca po każdej stronie, jadę sobie pewnie te 85 km/h. Rozluźniony prawie przegapiam skręt na Grzechotki i Braniewo, gdyby nie pasażer pewnie bym przestrzelił. Wjeżdżamy na S22 i zupełnie bez stresowo jedziemy dalej, kilka górek a ładunek ciężki, więc jest okazja pobawić się połówkami. Przy okazji - pięknie brzmi kilkunasto litrowy silnik pod obciążeniem w czasie przejazdów pod wiaduktami przy uchylonym oknie, wiaduktów jest sporo więc można się porozkoszować. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy, zjeżdżamy z S22 i wtedy dopiero widzę co to znaczy wąska droga - odcinek za Malborkiem to przy tym autostrada, dobrze że już trochę przejechałem i zdążyłem się nieco oswoić z autem bo gdybym miał zaczynać w tym miejscu to miał bym pełne gacie, poza tym pora wczesna więc ruch niewielki. Dojeżdżam do pierwszego zakrętu i powtarzam sobie w myślach "spokojnie, jak nie jesteś pewny to zwolnij", więc zwalniam i jadę sobie spokojnie więcej patrząc w prawe lusterko niż przed siebie. Pierwsze mijanki z osobówkami - spoko, są mniejsi więc się zmieszczą, nie chce się wpakować do rowu. Nie minęliśmy nic dużego więc spokojnie dojeżdżamy do Braniewa. Dojeżdżam do ciasnego ronda i znowu czuję się jak bym dopiero zaczynał kurs. Słyszę "trzymaj się bliżej lewej", "wypuść jeszcze trochę", "szeroko, nie po krawężniku, patrz w lusterko". No więc patrze w lustro i nagle koń podskakuje... Ja pier.... myślę sobie, tak skupiłem się na prawej stronie, że całkiem zapomniałem o lewej! Ale wstyd, na kursie nie zdażyło mi się nie zmieścić się na rondzie a tu poszedłem ostro po krawężniku, w myślach liczę kasę na opony ale na szczęście wszystkie wydają się być w jednym kawałku. Po paru kilometrach dojeżdżamy do miejsca rozładunku, jest mała kolejka, ustawiam się na małym gruntowym placyku i gaszę silnik. Ufff, dojechaliśmy! Wujek idzie się dowiedzieć co i jak z rozładunkiem a ja w tym czasie oglądam opony - na szczęście wszystkie całe, po krawężniku poszedł tylko koń i chyba delikatnie tylko pierwsza oś naczepy, druga się otarła a na trzeciej nie widać śladu. Wracam do kabiny i czekam, okazuje się że będą nas wołać przez radio. Jest parę minut po 7, siedzimy i czekamy cierpliwie - mija 45 minut - ok, wyrysowała się pauza, i tak nigdzie dziś nie pojedziemy więc może być po 2 godzinach. O 8.20 słyszę jak wołają nas przez radio, więc jedziemy, wjeżdżamy na bocznicę kolejową, jedziemy wzdłuż torów, w poprzek torów, po torach, wzdłuż jakichś budynków i hałd węgla, wreszcie widzę miejsce rozładunku - rampa do której muszę cofnąć, na szczęście z przodu dużo miejsca więc bez problemu ustawiam się daleko z przodu tak żeby mieć odbojniki mniejwięcej za sobą, w myślach powtarzam sobie co i jak z cofaniem (od egzaminu minęło kilka miesięcy i od tej pory nie miałem okazji cofać z "ogonkiem") i ruszam. Po chwili dojeżdżam do rampy, okazuje się że stanąłem w dobrym miejscu ale trochę skośnie więc odjeżdżam kawałek do przodu i próbuję jeszcze raz, tym razem wychodzi zdecydowanie lepiej, chociaż pod koniec chciałem być super precyzyjny i przedobrzyłem, znowu wyszedł delikatny skos ale sztaplarka po grubej stalowej płycie bez problemu wjechała na naczepę i przeładowała palety z Cekolem bezpośrednio do wagonu stojącego z boku rampy. Rozładunek poszedł bardzo sprawnie i wkrótce odjechaliśmy od rampy, jeszcze tylko kontrolne otwarcie naczepy przez strażnika przed szlabanem i drogę, powrót tą samą trasą. Tym razem na rondzie poszło zdecydowanie lepiej, chociaż lekko otarłem się o krawężnik, tym razem dla odmiany prawą stroną. Troche zamotałem się którym zjazdem mam zjechać (2 strzałki na Elbląg) ale w końcu nie pomyliłem zjazdów i pojechaliśmy dalej. Wyjechaliśmy z Braniewa, godzina już późniejsza więc i ruch większy, dojeżdżam do łuku i widzę zestaw z naprzeciwka jadący sobie spokojnie po środkowej linii. Fuck! Tysiące myśli, do prawej, mocno do prawej, wystarczy? Musi wystarczyć, dlaczego tu jest tak wąsko, dlaczego on nie zjeżdża tylko wali środkiem, dlaczego te lustra tak wystają, dlaczego akurat na zakręcie, zwolnić! Zwalniam, zaciskam mocno zęby, kierownicę ściskam tak, że chyba zaraz poleci z niej sok... Ufff, przeszedł... Rozluźniam się i podbudowany tym że jednak można, spokojnie jadę dalej, skupiony na tym żeby nie złapać pobocza i minąć się z busem z przeciwka prawie przegapiam zjazd na S22, na szczęście pasażer znowu był czujny. Wtedy dopiero tak naprawdę czuję różnicę między załadowaną a pustą naczepą - teraz naprawde można hamować silnikiem, z 24 tonami na plecach było to raczej słabo odczuwalne, teraz przed zjazdami w dół muszę ciągnąć prawie do samego szczytu żeby niepotrzebnie nie wytracać prędkości, bo Iveco zaczyna momentalnie hamować. Wkrótce doganiam 2 łódki i trzymam się za nimi do samego Elbląga, kawałek przed Malborkiem doganiam starego Kamaza, wachluje biegami, rzut oka na licznik - 55 km/h, ruch zrobił się już całkiem spory, z przeciwka suną sznury pojazdów i znowu zrobiło się wąsko (chociaż najgorsze mam już za sobą). O nie, teraz to ja Cię nie wyprzedzę, potelepie się troche za Tobą, może skręcisz... Rzeczywiście, Kamaz niedługo skręca, ale moja radość nie trwa długo bo przed sobą widzę ciągnik, który itak trzeba będzie wyprzedzić, co udaje mi się zrobić po paruset metrach. Niedługo dojeżdżam na parking, wykręcam i staję tak, żebym mógł łatwo cofnąć, odstawiam swojego grata i cofam. Po chwili okazuje się że muszę poprawić, stanąłem dobrze, dokładnie między zestawem a samą naczepą, ale do cieżarowki po prawej kierowca nie wsiądzie, więc wyjeżdżam i staję bliżej naczepy obok - teraz jest ok. Teraz jeszcze tylko tarczka - zrobiliśmy 191 km, z czego moich niecałe 170. Wysiadam z auta i dopiero teraz zauważam, że z przejęcia nie napompowałem sobie fotela

Trasa może nie była zbyt długa, ale nauczyłem się więcej niż na całym kursie na C+E, gdzie ćwiczyłem głównie cofanie i parkowanie, i to pojazdem który znacznie odbiegał od tego czym jechałem. Stary kierowca stwierdził że jak na pierwszy raz było całkiem dobrze, był tylko babol na rondzie no i oczywiście kupa stresu.
Ufff, ale się rozpisałem, ale starałem się opisać co się czuje i myśli podczas pierwszej trasy, mam nadzieję że ktoś się przez to przebije do końca
