Strona 1 z 1 [ Posty: 11 ]
Autor
Wiadomość
Post Wysłano: 14 cze 2009, 17:16

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 14 lut 2006, 16:55
Posty: 1365
Samochód: Duży
Lokalizacja: WLKP

Ja w swoją pierwszą trasę pojechał raptem dwa tygodnie po odbiorze prawka.Jeszcze nie miałem odebranego świadectwa kwalifikacji,więc miałem rzekomo jechać dopiero za granicą-ale że kumpel był akurat po weselu-w niedzielę startowaliśmy,to dojechał tylko od mojego domu do 1 parkingu za zjazdem Koło i dalej ja do samej granicy... :> nie powiem bo miałem trochę stracha jeżdżąc wczesniej tylko Starem z 4t ładunku,ale jakoś dałem radę i daję do dziś.Autem którym jechałem(później przez dalsze 9 miesięcy równiez) było wówczas 5letnie FH12 Glob XL 460 z 5 letnią chłodnią Schmitz.Pierwsza trasa to była Hiszpania i tak pozostało przez prawie 1,5 roku.Pierwszy raz w życiu jechałem takim autem przez takie góry i kumpel pod Norymbergą się obudził bo mu zimno było a ja z wrażenia się musiałem chłodzić klimą w Październiku... :mrgreen: Moja prawdziwa pierwsza trasa-samemu też odbyła się do Hiszpanii VOLVO z chłodnią z tej samej firmy co ''dziewicza''... :wink:

_________________
Fan Transportu

Nowe spodnie - 300zł,
Nowy telefon - 1500zł,
Obecność na WC - bezcenne...


Post Wysłano: 14 cze 2009, 18:30

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 23 lut 2007, 17:14
Posty: 359

Może nie trasa ale pierwszy raz z ładunkiem. To było może ok. 100km. Ciągnik Man 19.403 z naczepą Wielton. Towar: kruszywo. Jechałem czasem nawet do 40km/h :oops: Super sprawa. Sprzęgło było wyrobione i bardzo szarpało. Zanim ruszyłem światła się zmieniały. Pomiędzy biegami kabina aż skakała po zmianie biegów (bardzo szarpało). Oczywiście tradycyjne opierd... od mojego nauczyciela po prawej stronie (wiadomo ojciec). Nie wiem jaka była pogoda, wiem tylko że jak wjechałem do mojego miasta to był taki korek za mną, że dobrze że CB wyłączyłem. To był jeden z tych dni w których chciałem oddać prawko temu który mi je wydał. Jazda z ładunkiem na początku to był koszmar, myślałem że coś ze mna nie tak. Ale po przesiadce do Volva juz się jeździło ok.


Post Wysłano: 14 cze 2009, 20:41
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 sty 2009, 23:11
Posty: 152
GG: 0
Samochód: Mitsubishi Galant 2.4l
Lokalizacja: Wrocław

Postanowiłem opisać swoją pierwszą trasę.
Rzecz działa się w Szwecji. Była to moja pierwsza praca jako kierowca auta ciężarowego. Dostałem na przydział Volvo FH z rocznika 1996 o mocy 420Ps ze skrzynią manualną. Naczepa Sommer, zwykła firanka. Przewoziłem przesyłki z Sztokholmu do Orebro. Trasa w jedną stronę liczyła około 200km z małym hakiem.
Niestety nie miałem nikogo kto mógłby mi objaśnić trasę lub wytknąć moje ewentualne błędy. Po przyjeździe na bazę i dostaniu na przydział wyzej wspomnianego zestawu i zadomawieniu się w kabinie ustawiłem przydziałową nawigację i w drogę. Masa przewożonego towaru to 16,8 t.
Co mogę więcej napisać :/ ? Na początku pomyliłem wjazd na autostradę i musiałem zawijać na ślimaku spowrotem. Później już tylko beton o długości około 120 km do miejsca rozładunku. Później kolejny beton o długości około 50 km. I Orebro - czyli miejsce rozładunku. Kręcenie 11h pauzy i powrót do Sztokholmu z 14,9 t. ładunku.
Ogólnie katastrofy w ruchu drogowym nie spowodowałem. Średnie spalanie z trasy wyniosło 28,7l/100km. Zasługa autostrad i niskich prędkości przejazdowych oraz nizinnych krajobrazów.

Podsumowując. Większy stres przeżyłem podczas późniejszych jazd na północ Szwecji. Szczególnie w zimie. Większe kłopoty miałem też z opanowaniem jazd dłuższymi zestawami. Ale według mnie nie ma co demonizować swoich pierwszych tras. Trochę stresu zawsze się przyda :wink:


Post Wysłano: 15 cze 2009, 21:49
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 24 lis 2007, 23:50
Posty: 296
GG: 0
Lokalizacja: Polska

Cytuj:
opisujcie w miare mozliwosci trasy gdzie po raz pierwszy byliscie za sterami
bo mialem 3 lata i siedzialem u wujka na kolanach to o kant dupy potluc


przezycia z kierowania, z pierwszej pauzy na parkingu, pierwszej pauzie na parkingu, snie itp itd!!

Istnieje już podobny wątek, ale wypowiedzi w nim w 99% mijają się z założeniami.

Moja pierwsza trasa to kupa niepotrzebnego stresu (ale to się okazało dopiero później).

Wg. zapowiedzi trasa miała mieć około 4oo km. Auto przejąłem załadowane, trochę na wariackich papierach, późnym wieczorem. Szybkie pakowanie i start chwilę po północy. Nie miałem żadnych map, tylko nawigację, którą widziałem pierwszy raz na oczy. Zdenerwowany 10 minut męczyłem się, żeby za cel obrała sobie wiochę, którą znalazłem w CMR. Okazało się, że to tylko ok. 200 km, ale nic - jadę.
Bez pośpiechu, bo kupa czasu, ale wciąż myślę sobie czy aby na pewno trafię na miejsce, czy poradzę sobie z manewrowaniem na rozładunku (pierwsza jazda z naczepą, a wcześniej tylko jazdy z tandemem na kursie C+E i na egzaminie kilka miesięcy wcześniej). Cały czas lekki stres - momentami przechodzący w ciężki. :P
Nawigacja mówi, że do celu zostało 50 km, a na zegarze dopiero coś około trzeciej z minutami. Myślę: "trzeba znaleźć parking i uderzyć na rozładunek ok. 6-tej, może 7-mej". Zadowolony wypatruję stacji, parkingu - odpocznę sobie i się odstresuję.
Jest stacja benzynowa! Zjeżdżam i nagle... "F**k!".
Cały parking zawalony, jedne jedyne miejsce w rogu, nieoświetlone i trzeba wjechać tyłem! :x
Teraz to wydaje mi się to śmieszne, ale wtedy się spociłem - pierwsze parkowanie z naczepą tyłem, po ciemku, między prawdziwymi samochodami! :|
Stres egzaminacyjny z przed kilku miesięcy to pikuś!
Jaki byłem z siebie dumny, gdy po 5 minutach auto stało trochę niezgrabnie pomiędzy innymi. :lol:
Załączyłem budzik na 5-tą i zasnąłem chyba po 2 minutach.

O 5-tej załączyłem palnik i zrobiłem sobie kawkę, do 5:30 spaliłem kilka fajek - znowu złapał mnie stresik.
Na zewnątrz wciąż ciemno, ruszam ok. 5:40.
Zaczęły się drogi najniższej kategorii, jedną miejscowość przed docelową ostro w prawo na ciasnym skrzyżowaniu. Ciągnik już wyjeżdża na prostą i nagle szybkie zerknięcie w prawe lustro i... "F**k!" - nie dociągnąłem do lewej przed skrętem i koniec naczepy jest już bardzo blisko wyhaczenia o słupki zabezpieczające! Teraz za późno na odbicie, zresztą nie ma miejsca. Zatrzymuję się, dwójka i bardzo powoli mijam na centymetry te cholerne słupki. Pot na czole. "Jak można było tak się zapomnieć?!". Jestem zły na siebie, choć przecież nic się nie stało. To przez ten stres.
Po kilku minutach dojeżdżam do miejscowości rozładunku, nawigacja mówi: "Jesteś u celu".
Co? Jak jestem u celu? A gdzie jest ta firma?
Narazie jest tylko prosto, więc jadę. Niestety zaczęło się rozjaśniać i przede mną wynurzało się rozwidlenie. "No ładnie" - myślę - "W lewo czy w prawo?".
50 metrów przed rozwidleniem dostrzegam wybawienie - drogowskaz strzałkowy z nazwą firmy, do której zmierzam. O 6 z minutami jestem u celu.
A na miejscu okazało się, że brama jest szeroka, a rozładunek bokiem (firanka).

Ufff... :P

_________________
---


Post Wysłano: 17 cze 2009, 21:32

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 27 paź 2007, 21:41
Posty: 154
GG: 0
Samochód: Volvo S80 2.5D
Lokalizacja: Piła

Bardzo ciekawe i interesujące te wasze opowiadania :D Chciałbym poczytać trochę więcej, więc zachęcam tych którzy mają ten pierwszy raz za sobą do opisania tego. Ja niestety jeszcze tego opisać nie mogę. :]

_________________
B, B+E, C, C+E: W 11 miesięcy i starczy ;)
VOLVO FH440 E5 Globetrotter + Kogel maxx


Post Wysłano: 17 cze 2009, 23:04
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 04 wrz 2007, 0:35
Posty: 693
GG: 0
Samochód: wrotki
Lokalizacja: NSZ

Jechaliśmy we dwóch na załadunek do Kielc. Planowany wyjazd był wczesnym rankiem, niestety pechowy zbieg okoliczności
przesunął czas wyjazdu na godzinę 13. Najpierw jechał szef, ale po 100km zmieniliśmy się i przez stolicę przejeżdżałem już ja, a dodam, że były to godziny szczytu, więc chwilowy stres, ale że bardzo dobrze mi szło to nabrałem odwagi i stres jak ręką odjął, aż do samych Kielc. Kitowałem ostro, bo załadunek miał być o 17, a na miejscu byliśmy o 19. Nic złego się nie stało, 6,5t ładunku, wiec ośka w góre i o 21 wyjeżdżałem z bramy DS Smith Polska :D .....nie zdążyłem dobrze z tej bramy wyjechać, już mam skręcać w prawo, a tutaj pasy malują i naustawiali pachołków na środku jezdni i nijak nie można było wyjechać. Mimo to próbóję szerokim łukiem jakoś się wcisnąć, ale niestety, w prawym lusterku widzę, że znak drogowy już niemal dotyka plandeki. Drogowcy stali z założonymi rękoma i patrzyli na moją niemożność wyjścia z tej sytuacji. Szefu mówi, lej na te pachołki, wiec ja grzecznie wsteczny, mała korekta i pachołki między koła. Na zakręcie 90 stopni podobnie. Potem zatrzymałem się, żeby powyciągać pachołki spod ciągnika i "Wodzu prowadź na Kowno!". Niestety szefu mi oznajmił, że jednak jedziemy do domu, bo on musi być rano pilnie w mieście i na kowno polecę sam. Rozładunek był ustawiony na 9 rano, a szefa pod domem wysadziłem o 3. Sam pojechałem się wykąpać i przed 5 już kitowałem w kierunku Suwałk, gdzie po drodze zrobiłem sobie godzinkę na sen, bo przecież od dokładnie 24h jestem na nogach. Paciorek i dalej jazda. 2 miejsca rozładunku, jedno przed Kownem, a drugie w samym Kownie, nawigacji brak, ale kupiłem po drodze mapę Litwy, na której ładna pani wskazała mi pierwszą miejscowość. Dojeżdżam już, minąłem znak tej wioski, ale droga jest dwupasmowa i szukam parkingu, żeby kogoś się spytać o tą firmę. No i jets parking, ale z wyraźnym zakazem wjazdu dla TIRów....olać, nie będe na środku drogi stał. Wjechałem na ten parking, kolejna miła pani wytłumaczyła, że ta firma jest dokładnie vis'a'vis tego parkingu (to przez to zmęczenie chyba). Wracam do auta przy którym stało juz czarne BMW X5 i ubrany w czarny garnitur oraz obwieszony złotem dziadek i poucza mnie o zakazie strasząc nie wiem czym, bo rosyjski słabo znam, więc "ni znaju, ni ponimaju" wsiadłem do auta i po 5 minutach byłem już na miejscu. Bardzo ciasny i kręty wjazd przodem i rozładunek tyłem, ale na placu, bez rampy. Po rozładunku przyszedł czas na cofanie pomiędzy Mercedesem S-Class, jakimś BMW i paroma innym autkami, których jak na złość porozstawiane było wszędzie. 3 korekty i udało się zawinąć. Drugi punkt poszedł jak po maśle. Po wjechaniu do miasta zatrzymałem się przy drodze, poszedłem do sklepu, gdzie ODZIWO znalazłem osobnika mówiącego po angielsku (słabo, ale coś tam dukał), który zaproponował, że zaprowadzi mnie swoim Audi na ulicę, której szukam. Jak powiedział, tak zrobił, firme znalazłem bez problemu, cofanie do bramy tyłem, ale gładko poszło, więc po rozładunku i mega dumny z siebie wracam do domu :D

_________________
NIE-POMPIARZ


Post Wysłano: 17 cze 2009, 23:13
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 13 lut 2007, 20:39
Posty: 2088
GG: 1
Samochód: R420
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Świetne historie, oby tak dalej. Wreszcie udało sie nam stworzyć na forum taki temat, wolny od... a dobra nie mówmy już czego, jest miło i niech tak zostanie ;-)


Post Wysłano: 18 cze 2009, 21:52
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 05 sty 2009, 23:11
Posty: 152
GG: 0
Samochód: Mitsubishi Galant 2.4l
Lokalizacja: Wrocław

Ale najlepsze w pracy kierowcy według mojej subiektywnej oceny jest ten moment kiedy opracowywuje trasę, opisuje - aby podczas jazdy nie patrzeć na mapę i się tym samym nie rozpraszać. To jest mój ulubiony moment w pracy kierowcy. Nie ważne czy odbywa się to podczas pauzy czy w chwili kiedy wyjeżdżam z bazy.
A najciekawiej wygląda mój globus Polski na którym południowa część naszego kraju jest popisana markerem w celu robienia notatek.


Post Wysłano: 19 cze 2009, 10:00
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 15 wrz 2006, 23:43
Posty: 555
GG: 71830
Samochód: saicento z kratką
Lokalizacja: Bjalistoko

wakacje - zakazy :/

_________________
DAS IS DER UBERFALL!!!!
Jestem w kółku różańcowym WC, dbam o ojczysty język polski.


Post Wysłano: 19 cze 2009, 13:38
Awatar użytkownika

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik

Awatar użytkownika


Rejestracja: 13 maja 2008, 22:32
Posty: 1482
GG: 6330420
Samochód: CLK Black Series
Lokalizacja: Warszawa

Czytając Wasze opisy mogę tylko powiedzieć, że sam miałem podobne przejścia jak siadałem pierwszy raz za kółko osobówki. Na większe samochody nie mam prawka, ale czasem coś się przejadę parę km. Odczucia i zachowanie jest identyczne :) Szkoda, że nie mogę opisać swojego pierwszego razu za kółkiem w osobówce, bo to jednak temat dla tych większych "braci" :)

_________________
Cichanos und Gibon Internationale Spedition u. Logistik GmbH & Co. KG, Hamburg (D) member.


Post Wysłano: 20 cze 2009, 0:11

Użytkownik

Offline

Offline

Użytkownik


Rejestracja: 20 wrz 2007, 13:12
Posty: 135
GG: 0
Samochód: Volvo FH 460
Lokalizacja: Tczew

Moja pierwsza trasa zestawem to zupełny przypadek, wujek mojej prawie żony (już nie długo :wink: ) ma małą firmę transportową - 2 zestawy, jednym jeździ on sam a drugim jego syn. Pewnego dnia wieczorem dzwoni do mnie moja pani i pyta czy nie pojechał bym z wujkiem w trasę, bo ma poważny problem zdrowotny, nie wie czy będę prowadził, ale dla bezpieczeństwa żebym chociaż miał go na oku, pomógł przy rozładunku itp. Zestaw załadowany już wcześniej, towar jutro rano ma być u odbiorcy a syn właśnie zaczyna pauzę w Bełchatowie, więc nie ma zastępstwa, jazda w tych okolicznościach nie była by zbyt rozsądna ale ładunek trzeba zawieźć. Nie zastanawiając się długo zgodziłem się, dowiedziałem się że o 5.10 rano mam być na parkingu. Nastawiłem sobie budzik na 4.30 i wcześnie położyłem się spać żeby się wyspać przed wyjazdem. Przebudziłem się nad ranem, otwieram oczy - jasno. Zamykam oczy, po chwili przebłysk - cholera, zaspałem! Która godzina? Ufff, jeszcze nie ma 4, uspokojony przewracam się na drugi bok i spowrotem zasypiam. Długo nie pospałem kiedy zadzwonił budzik, szybkie mycie, jeszcze szybsze jedzenie, patrze na zegarek - spokojnie, jeszcze mam trochę czasu, siadam przy kompie (włączony bo sciągałem coś dużego), przeglądam wiadomości, no i się trochę zasiedziałem, więc pędem do samochodu i ile fabryka dała. Na parking nie miałem daleko więc wjechałem równo o 5.10, wujek już siedział w samochodzie - Iveco Eurostar 420 KM z firaną, wyjechał ze swojego stanowiska, ja zaparkowałem osobówkę na jego miejscu i po chwili wskoczyłem do kabiny po stronie pasażera. Patrzę, chłop faktycznie wygląda jak przepuszczony przez wyżymaczkę, chwila rozmowy i już wszystko wiem - trasa jest krótka, Tczew - Braniewo - Tczew, wieziemy 24 tony Cekolu i wracamy do domu na pusto, będziemy tankować w Malborku i tam zrobimy przesiadkę. Do Malborka mamy trochę ponad 20 km więc zleciało szybko, zatankowaliśmy na Lotosie w Malborku, usiadłem za kierownicą, krótkie wytłumaczenie co i jak z biegami (skrzynia z przebitką, 8 biegów + oczywiście połówki), pare uwag na drogę i jedziemy, pierwszy test czekał na mnie jeszcze przed wyjazdem ze stacji - trzeba było przecisnąć się pomiędzy zaparkowanymi zestawami, ale dałem sobie radę, trochę gorzej szło mi z wyjechaniem na główną drogę (szarpiące sprzęgło + ładunek + brak wprawy) ale w końcu się udało, jadę, na początek osiągam zawrotne 60 km/h i oswajam się z autem. Spięty jak cholera, na kursie jeździłem tandemem Star + przyczepa, a to jednak jest troche większe, do tego początkowe zamotanie ze skrzynią, no i za Malborkiem w kierunku Elbląga robi się trochę wąsko dla kogoś jeszcze nie obytego z gabarytami zestawu. Ci którzy już trochę jeździli pewnie się uśmiechaja, aleosoba jadąca pierwszy raz zestawem ma prawo czuć się tam niezbyt pewnie. Na szczęście ruch o tej porze niewielki, tylko trochę osobówek. Słyszę radę którą powtarzałem sobie w myślach jeszcze wiele razy tego dnia: "spokojnie, jak nie jesteś pewny to zwolnij, nikt Cię nie goni. Lepiej dojechać trochę później niż wcale. I rozluźnij się". Rady z prawego fotela słyszę jeszcze kilka razy: "Odsuń się od pobocza", "uważaj na gałęzie", "patrz w lusterka", "spokojnie, nie nerwowo", "ok, tak trzymaj" - czułem się jak na kursie :) Powoli nabieram pewności siebie i przyspieszam, skrzynia z przebitką i połówkami też przestaje sprawiać problemy. Po kilkunastu kilometrach przyszła pora na pierwszą mijankę z zestawem z naprzeciwka, trochę stresu, przyklejenie się do pobocza i kotłujące się myśli: wystarczy? nie wystarczy? byle tylko nie urwać lustra! Zwolnić i jeszcze trochę do prawej! Po następnych kilku mijankach jestem już spokojny, lepiej czuję rozmiary auta, wiem ile potrzebuję miejsca i jadę sobie swoim torem jazdy bez zbędnej paniki, dojeżdżamy do Elbląga i odbijamy w lewo na Warszawę. Na skrzyżowaniu stoją 2 osobówki, jedna z podniesioną maską i trzeba się koło nich przecisnąć. W stresie lekka zamotka - w końcu pierwsze skrzyżowanie z naczepą, skręcać już, czy jeszcze trochę wypuścić, nie mam pojęcia i jadę na czuja, na szczęście się udało. Wyjeżdżamy na dwu pasmówkę i wreszcie mogę odetchnąć - dużo miejsca po każdej stronie, jadę sobie pewnie te 85 km/h. Rozluźniony prawie przegapiam skręt na Grzechotki i Braniewo, gdyby nie pasażer pewnie bym przestrzelił. Wjeżdżamy na S22 i zupełnie bez stresowo jedziemy dalej, kilka górek a ładunek ciężki, więc jest okazja pobawić się połówkami. Przy okazji - pięknie brzmi kilkunasto litrowy silnik pod obciążeniem w czasie przejazdów pod wiaduktami przy uchylonym oknie, wiaduktów jest sporo więc można się porozkoszować. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy, zjeżdżamy z S22 i wtedy dopiero widzę co to znaczy wąska droga - odcinek za Malborkiem to przy tym autostrada, dobrze że już trochę przejechałem i zdążyłem się nieco oswoić z autem bo gdybym miał zaczynać w tym miejscu to miał bym pełne gacie, poza tym pora wczesna więc ruch niewielki. Dojeżdżam do pierwszego zakrętu i powtarzam sobie w myślach "spokojnie, jak nie jesteś pewny to zwolnij", więc zwalniam i jadę sobie spokojnie więcej patrząc w prawe lusterko niż przed siebie. Pierwsze mijanki z osobówkami - spoko, są mniejsi więc się zmieszczą, nie chce się wpakować do rowu. Nie minęliśmy nic dużego więc spokojnie dojeżdżamy do Braniewa. Dojeżdżam do ciasnego ronda i znowu czuję się jak bym dopiero zaczynał kurs. Słyszę "trzymaj się bliżej lewej", "wypuść jeszcze trochę", "szeroko, nie po krawężniku, patrz w lusterko". No więc patrze w lustro i nagle koń podskakuje... Ja pier.... myślę sobie, tak skupiłem się na prawej stronie, że całkiem zapomniałem o lewej! Ale wstyd, na kursie nie zdażyło mi się nie zmieścić się na rondzie a tu poszedłem ostro po krawężniku, w myślach liczę kasę na opony ale na szczęście wszystkie wydają się być w jednym kawałku. Po paru kilometrach dojeżdżamy do miejsca rozładunku, jest mała kolejka, ustawiam się na małym gruntowym placyku i gaszę silnik. Ufff, dojechaliśmy! Wujek idzie się dowiedzieć co i jak z rozładunkiem a ja w tym czasie oglądam opony - na szczęście wszystkie całe, po krawężniku poszedł tylko koń i chyba delikatnie tylko pierwsza oś naczepy, druga się otarła a na trzeciej nie widać śladu. Wracam do kabiny i czekam, okazuje się że będą nas wołać przez radio. Jest parę minut po 7, siedzimy i czekamy cierpliwie - mija 45 minut - ok, wyrysowała się pauza, i tak nigdzie dziś nie pojedziemy więc może być po 2 godzinach. O 8.20 słyszę jak wołają nas przez radio, więc jedziemy, wjeżdżamy na bocznicę kolejową, jedziemy wzdłuż torów, w poprzek torów, po torach, wzdłuż jakichś budynków i hałd węgla, wreszcie widzę miejsce rozładunku - rampa do której muszę cofnąć, na szczęście z przodu dużo miejsca więc bez problemu ustawiam się daleko z przodu tak żeby mieć odbojniki mniejwięcej za sobą, w myślach powtarzam sobie co i jak z cofaniem (od egzaminu minęło kilka miesięcy i od tej pory nie miałem okazji cofać z "ogonkiem") i ruszam. Po chwili dojeżdżam do rampy, okazuje się że stanąłem w dobrym miejscu ale trochę skośnie więc odjeżdżam kawałek do przodu i próbuję jeszcze raz, tym razem wychodzi zdecydowanie lepiej, chociaż pod koniec chciałem być super precyzyjny i przedobrzyłem, znowu wyszedł delikatny skos ale sztaplarka po grubej stalowej płycie bez problemu wjechała na naczepę i przeładowała palety z Cekolem bezpośrednio do wagonu stojącego z boku rampy. Rozładunek poszedł bardzo sprawnie i wkrótce odjechaliśmy od rampy, jeszcze tylko kontrolne otwarcie naczepy przez strażnika przed szlabanem i drogę, powrót tą samą trasą. Tym razem na rondzie poszło zdecydowanie lepiej, chociaż lekko otarłem się o krawężnik, tym razem dla odmiany prawą stroną. Troche zamotałem się którym zjazdem mam zjechać (2 strzałki na Elbląg) ale w końcu nie pomyliłem zjazdów i pojechaliśmy dalej. Wyjechaliśmy z Braniewa, godzina już późniejsza więc i ruch większy, dojeżdżam do łuku i widzę zestaw z naprzeciwka jadący sobie spokojnie po środkowej linii. Fuck! Tysiące myśli, do prawej, mocno do prawej, wystarczy? Musi wystarczyć, dlaczego tu jest tak wąsko, dlaczego on nie zjeżdża tylko wali środkiem, dlaczego te lustra tak wystają, dlaczego akurat na zakręcie, zwolnić! Zwalniam, zaciskam mocno zęby, kierownicę ściskam tak, że chyba zaraz poleci z niej sok... Ufff, przeszedł... Rozluźniam się i podbudowany tym że jednak można, spokojnie jadę dalej, skupiony na tym żeby nie złapać pobocza i minąć się z busem z przeciwka prawie przegapiam zjazd na S22, na szczęście pasażer znowu był czujny. Wtedy dopiero tak naprawdę czuję różnicę między załadowaną a pustą naczepą - teraz naprawde można hamować silnikiem, z 24 tonami na plecach było to raczej słabo odczuwalne, teraz przed zjazdami w dół muszę ciągnąć prawie do samego szczytu żeby niepotrzebnie nie wytracać prędkości, bo Iveco zaczyna momentalnie hamować. Wkrótce doganiam 2 łódki i trzymam się za nimi do samego Elbląga, kawałek przed Malborkiem doganiam starego Kamaza, wachluje biegami, rzut oka na licznik - 55 km/h, ruch zrobił się już całkiem spory, z przeciwka suną sznury pojazdów i znowu zrobiło się wąsko (chociaż najgorsze mam już za sobą). O nie, teraz to ja Cię nie wyprzedzę, potelepie się troche za Tobą, może skręcisz... Rzeczywiście, Kamaz niedługo skręca, ale moja radość nie trwa długo bo przed sobą widzę ciągnik, który itak trzeba będzie wyprzedzić, co udaje mi się zrobić po paruset metrach. Niedługo dojeżdżam na parking, wykręcam i staję tak, żebym mógł łatwo cofnąć, odstawiam swojego grata i cofam. Po chwili okazuje się że muszę poprawić, stanąłem dobrze, dokładnie między zestawem a samą naczepą, ale do cieżarowki po prawej kierowca nie wsiądzie, więc wyjeżdżam i staję bliżej naczepy obok - teraz jest ok. Teraz jeszcze tylko tarczka - zrobiliśmy 191 km, z czego moich niecałe 170. Wysiadam z auta i dopiero teraz zauważam, że z przejęcia nie napompowałem sobie fotela :lol: Trasa może nie była zbyt długa, ale nauczyłem się więcej niż na całym kursie na C+E, gdzie ćwiczyłem głównie cofanie i parkowanie, i to pojazdem który znacznie odbiegał od tego czym jechałem. Stary kierowca stwierdził że jak na pierwszy raz było całkiem dobrze, był tylko babol na rondzie no i oczywiście kupa stresu.

Ufff, ale się rozpisałem, ale starałem się opisać co się czuje i myśli podczas pierwszej trasy, mam nadzieję że ktoś się przez to przebije do końca :)


Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Strona 1 z 1 [ Posty: 11 ]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do: