Dzień zamykam jako porażke.
Moja spedytorka lubi mi czasem na złość wsiąść robotę na plandekę, więc dziś bujam się z nieswoją naczepa. Najpierw w drodze do celu mi wydzwaniali czy mam awarie, czy za kołem czekam... i kiedy będę. (Przepływ informacji w biuraxh to porażka, chodziło o inne auto z innej firmy robiace tą sama trase). Po zrzutce szybki podlot na załadunek... Załadowany jadę na wagę by odebrać kwity, wjeżdżam na wagę i huk - jedna poduszka w naczepie mniej.
Trytytki poszły w ruch i mogę śmigać.
Wyjeżdżam ze Szczecina, już mam wbijać na eske,w stronę Gorzowa i znowu jebs. Przednia prawa opona została wspomnieniem. Mój 7my wystrzał w życiu i jednocześnie czwarty na przedniej osi, eh.