To i może ja dodam coś od siebie.
We wtorek byłem na rozładunku w Koszalinie. Nagrzałem sobie w kabince, przespałem zdrowo całą nockę, rano mnie sztaplarkowy obudził "do zrzutki". Ubrałem się jak bozia przykazała. Rozładowałem całe auto. W ostatnim rzędzie zakładałem górną dechę i sobie zeskoczyłem z naczepy ...
No i sobie zeskoczyłem

Tylko na tyle pechowo że, COŚ sobie zrobiłem - z kręgosłupem, albo z mięśniami ... Ruszyć się nie mogłem, w prawo obrócić też nie bardzo. Jakoś założyłem ostatnie dwie deski, firanę zaciągnąłem [teraz doceniam zalety systematycznego smarowania] ... Dwa Ketonale i jazda na bazę [dobrze że, rano i że, tylko 83km].
Jakoś się poskładałem w całość. Do tej pory nie wiem co mi się stało. Wyleczyłem się na tyle że, mogę się ruszać i bez problemu mogę jechać w trasę.
Nauczyłem się w sumie dwóch rzeczy. Złazić z naczepy a nie zeskakiwać, no i przed każdym rozładunkiem sobie zrobić kilka skłonów i przysiadów [za wiele czasu nie zmarnuje - a się troszkę człowiek rozciągnie] ...