MartinKot
Widzę, że wpadlismy na pomysł napisania długiego wypracowania w tym samym czasie o tym samym
Chciałem wysłać posta, ale byłeś pierwszy
Zanim wysyłam przeczytałem z zaciekawieniem co napisałes. Teraz sie do tego nie ustosunkuje bo byłoby już za dużo
Im więcej mam lat na karku i wiecej przejechanych kilometrów różnymi samochodami, momencie gdy mam zaledwie rok prawo jazdy i zasmakowałem dwóch typów pracy zarobkowej (wożenie pieczywa i wożenie pizzy aktualnie dorywczo) zaczynam rozumieć parę rzeczy.
Niestety coś w tym jest wszystkim takiego, że....
Można mieć gigantyczny potencjał energii do jeżdżenia. Dostajesz skuter, auto, jeździsz do upadłego, wywalasz na paliwo całe kieszonkowe.
Taki stan rzeczy utrzymuje sie nawet przez pół roku, rok.
Wiem jak było ze mną. Jednak przychodzi wreszcie moment, że przyjemnośc zaczyna spadać. Przychodzą mrozy, zaczynasz przeklinać gdy trzeba skrobać wszystkie szyby od zewnątrz i przednią od wewnątrz.
Gdy auto nie chce zapalić i tak dalej.
Nawet jesli wszystko jest tak jak nalezy uświadamiasz sobie, że jeździsz jeździsz i co....?
To tylko jazda dla jezdzenia.
Z czasem nie ma już aż takiego podjarania się jazdą i stacje się to normalnością. Przyjemność pozostaje, choć nie zawsze.
Jednak kiedy stoisz wokół samochodu to serce nie bije tego, jak zaraz po dostaniu prawa jazdy.
kiedy Ma sie okazje w pełni samodzielnie zarobić pierwsze pieniądze to zaczyna się dostrzegać, że jazda samochodem dla przyjemności to nie zabawa, bo to dosc droga impreza.
Jeśli w dodatku Twoja pierwsza praca to dorywcza za fajerą (dostawczak, pizza i inne) i masz auto służbowe to często pojawiają się zyciowe i codzienne problemy:
Auto bywa niesprawne, czasem bez papierów. Czasem (np wozenie pizzy) wymaga totalnej zmiany podejscia do jeżdzenia samochodem.
o ile dotychczas delektowwałeś sie jazdą i rozsądkiem w prowadzeniu auta, z poszanowaniem dla przepisów to kiedy czujesz bat na karku, że po prostu nie ma czasu oraz trzeba zapieprzać zeby cos zarobic to zaczyna sie szalencza jazda po mieście.
Jedzie sie na granicy ryzyka.
Dla młodego kierowcy to coś fajnego, bo masz auto do zajechania (można sie zapierac ze dba sie o auto) a i tak dajemy mu po dupie 2x bardziej niz swojemu. Masz auto do zajechania, nie zwracasz zbytniej uwagi na paliwo sprzegło i opony.
Liczy sie czas i zarobek.
Jak widać odpowiada to wielu młodym ludziom.
Tylko, ze wypadkowość aut w pizzerii jest ogromna.
To często auta po dachowaniu i bardzo cięzkich wypadkach.
Podsumowując nie wszystko w życiu jest czarne lub białe.
Choć niewiele jeszcze o pracy wiem, to wystarczyło to bym zrozumiał niektóre rzeczy.
Porównując dwa typy pracy kierowcy, jakie miałem okazje poznać, to różnica miedzy nimi jest ogromna.
Jeżdżąc z tym pieczywem bylo o tyle fajnie, że można było jeździć spokojnie, bo w nocy i specjalnie nigdzie sie nie spieszylo.
Jednak to już zależy od ilosci rozładunków, od miasta itd....
W pizzerii jest nieustanna pogoń i jazda z kogutem na dachu, tyle że bez koguta i łamiając większość przepisów.
To od nas zalezy co wybierzemy, a jesli już wybierzemy to czy zajedziemy auto słuzbowe i je rozwalimy czy bedziemy miec troche wiecej rozumu czy nie.
Czasami po całym dniu pracy wierzcie mi, że nachodza momenty kiedy czlowiek sie zastanawia nad wszystkim. jazdy samochodem na dość i swojego ukochanego wozu nie rusza przez 3 dni z parkingu.
Można kochac motoryzację, można kochać asfalt, można kochać jeżdżenie.
Tylko trzeba się zastanowić czy cchemy tak PRACOWAĆ, nie przykladając wczesniej wielkiej uwagi do wykształcenia i żyć za pieniądze od średnich do dobrych
(z punktu widzenia głowy rodziny a nie 18latka), mimo to nie widząc się z rodziną, bądź w ogole jej nie założyć
czy na przykład wolelibyśmy w mlodym wieku dojść wysoko w zupelnie innym zawodzie i realizowac swoje motoryzacyjne marzenia w inny sposób?
Może wolelibyśmy mieć sportowy motocykl, niezły samochód i jeździć wyłącznie dla przyjemnosci, kiedy tylko chcemy, nie martwiąc się o finanse i tak dalej?
Dopiero po roku jeżdżenia i stuknięciu 30 000 km z prawkiem w eku roznymi pojazdami i po stuknieciu 40 000 pojazdami silnikowymi, z 20 000 km przejecjanymi upawiając kolarstwo i wraz z dobijaniem do wieku lat 19 zaczynam sobie uświadamiać, ze należałoby takiego wyboru dokonać.
Uważam, że własnie dlatego bardzo ważne jest wykształcenie, bo do konca (do momentu spróbowania jazdy za fajerą) nie bedziemy wiedzieć czy to robota na dłużsża mete czy nie.
Dobre wyksztalcenie da szanse dobrej pracy i dobrego zarobku, a jak jest zarobek to mozna realizowac swoje marzenia po pracy.
Tutaj powyższy tekst dedykuje ludziom bardzo młodym na tym forum.
Jednak nadal czuję się świeżakiem i uprzedzając wątpliwości i pytania.
Nie pisałem tego w kontekście, że praca (choć dorywcza) w charakterze kierowcy (choć do truckerki nawet niepodobna) jest zła.
Zarówno jazda dostawczakiem jak i szalencza jazda z pizzą ma swoje zalety i wady.
Podstawową konkluzją jednak jest to, że nawet największy potencjał do tłuczenia kilometrów może się kiedyś wyczerpać.
W momencie kiedy musisz zapierniczać wbrew przepisom i zdrowemu rozsądkowi kończy się przyjemność a zaczyna rutyna.
Jednak ja nie zmieniłem zdania na temat pracy kierowcy i tkwię w przekonaniu, że trakerka to zupełnie inny kaliber i zupełnie inne problemy. Nie poznam tego dopóki nie spróbuję.
Zaświeca mi się jednak lampka.
Bowiem chodze do technikum, choć trochę je olewam, studia planuję góra zaoczne i w dodatku nie wiem jakie.
Wszystko robie od paru lat podświadomie w kierunku stworzenia sobie warunków zasiadnięcia w wieku 21 lat za fajere czegoś cięższego.
Tylko dopiero teraz dociera do mnie, że w momencie gdybym się rozczarował pracą i oddał kluczyki to zostaje bez niczego.
Z depresją, zmarnowanymi pieniędzmi i bez konkretnego wykształcenia.
Nie ma za bardzo odwrotu.
uważaliśmy zawód kierowcy za zawód godny, do którego potrzeba myślenia odpowiedzialności i tak dalej, wlozylismy w to kupe kasy czasu i ustawilismy pod to swoje krótkie życie ryzykując resztą wcale nie tak długiego życia.
Tylko co wtedy jak sie okaże że to nie dla nas?
Wtedy już nie ma mozliwosci przeskoczyc do innego zawodu, z którego będziemy czerpać satysfakcje, bo nie mamy uprawnień, wyksztalcenia ani... pieniędzy.
Tak więc dociera do mnie powoli (choć chęci brak), że trzeba zadbać o wykształcenie, aby nie zamykać sobie dróg i przekreślać godnego życia.
Kończąc ten dlugi elaborat piszę iż z niczego nie rezygnuje, wybieram sie na kurs na przewóz rzeczy i badania psychotech, a potem chce uzbierać na C+E, w wakacje dorwać jakiegoś mascota 7,5 tony i realizować swoje plany.
Taką obrałem drogę, wlożyłem w to czas chęci i kasę i nie przerwę.
Jednak czy to wszystko okaże się wielkim niewypałem to niestety dopiero się okaże.
W tym miejscu chciałbym się jednak odnieśc do wypowiedzi MartkinKota.
Cytuj:
Urodziło mu się drugie dziecko, gotówki zaczynało brakować, wiek wpadł, zaczął pracować jako kierowca autokaru. Pracował 3 lata. Zarabiał w miarę, bo jak wiadomo wypłata swoja drogą, a kurs swoją drogą, kto zna ten rodzaj transportu wie o czym mówię. Praca go na maxa jarała
Pomimo tego co napisałem.
Myślę, że dla 3 lat spelniania marzeń i życia w szczęśsciu warto jest poświęcić kilka rzeczy, bo życie jest zbyt krótkie, zeby rezygnować z realizacji marzeń.
Twoja historia jest z happy endem, tak wiec zawsze można mieć nadzieje i wiare w to, że jak mamy łeb na karku to wszystkiego mozemy zakosztować, mimo wszystko nie uzależniając całego swojego życia.