Polska-Szwajcariax2-Niemcy-Polskax7
Dzień1 Poniedziałek 27.02.2012r.
Start: Borki (PL)
Meta: parking Pegnitz (D)
Bez pośpiechu, późnym rankiem zaczęliśmy dzień pracy. Najpierw śniadanie, toaleta na koniec zanoszenie rzeczy do DAF-a. Wszystko było gotowe, więc ruszyliśmy. Standardowo kierunkiem naszej podróży był Wrocław. Po drodze szybki zjazd na bazę dolać AdBlue i powrót na wytyczoną trasę. Ładunek lekki, jazda spokojna a norma zadowalająca. Od AOW na tempo macie tata ustawił 85km/h i takie tempo zostało do samych Jędrzychowic. Zjazd na Żarską na BP w celu zrobienia zakupów w markecie i pozbycia się ostatecznie skutków zimy na myjni. Na myjce kolejka więc odczekaliśmy swoje, w końcu chłopaki zaprosili do środka oblecieli auto i kilkanaście minut później czyści wyjechaliśmy na parking. Żeby nie marudzić więcej czasu szybko znaleźliśmy stojankę popatrzeliśmy co potrzebne i poszliśmy do marketu na zakupy i powrót do auta. Dokręciliśmy pauzę i ogień dalej. Niemcy jak Niemcy na autobanie 8,5 złotego i tak do Pegnitz, gdzie zakończyliśmy podróżowanie na 1 dzień. Po lunchu seans filmowy, toaleta i spanie.

Dzień2 Wtorek 28.02.2012r.
Start: parking Pegnitz (D)
Meta: Wallisellen (CH)
Dzień zaczęliśmy o 2.00. Po porannej rutynie ruszyliśmy dalej w kierunku Szwajcarii. Nic ciekawego się po drodze nie działo, za oknem ciemno to nuda szybko przyszła i przysnąłem. Kilka razy się przebudziłem ale z powrotem zasypiałem. Ostatecznie przebudziłem się gdzieś z godzinę przed przekroczeniem granicy z Austrią. Na niebie świtało i zaczęło się przejaśniać a w oddali widać było krajobraz Alp, więc mogłem wyciągnąć aparat i porobić parę zdjęć. Na granicy z rana jak zawsze był kocioł, więc ja wyskoczyłem i poszedłem na spedycje z papierami a tata pojechał na terminal zająć stojankę i wykupić ticket na drogi. W biurze odczekałem z 20 minut, poszedłem do celnika szwajcarskiego a, że wszystko było ok. to minut dwie i byłem zrobiony. Znalazłem tatę, zrobiliśmy nawrotkę i najbliższym wjazdem wjechaliśmy na A1 na Zurich. W Gossau odwaliliśmy cały dzień razem z 2 innymi Polakami z powodu nieróbstwa magazyniera ale koniec końców udało się zdać pół auta. Czasu starczyło na dojazd do Wallisellen i pomimo późnej pory przyjęli papiery. Do wiadomości podali, że rozładunek jutro od 8.00 i możemy od razu stać pod rampą, żeby rano niepotrzebnie jeździć. Jak widać, jak się chce to można bez problemu współpracować i umilić pracę kierowcy. Obok stał Słowak więc mieliśmy kompana do rozmowy. Język słowiański podobny więc dobrze się dogadywaliśmy i strzeliliśmy przy tym po kilka piw. Wieczorem się rozeszliśmy, zjedliśmy kolację i po wieczornych obrządkach poszliśmy spać.

Dzień3 Środa 29.02.2012r.
Start: Wallisellen (CH)
Meta: Trossingen (D)
Rano o siódmej mieliśmy pobudkę. Śniadanie i przygotowanie do rozładunku. Punkt ósma był znajomy nam magazynier z pochodzenia Portugalczyk. Bez problemu i szybko nas zrzucił. Na koniec, trochę pożartowaliśmy i założyliśmy się, że jeśli Polska wygra z Portugalią kupuje nam po piwie, jeżeli zaś przegra to na odwrót. Wzięliśmy papiery i pojechaliśmy na Thaygen bo załadunek mieliśmy na wysokości Villingen-Schwenningen. W czasie jazdy wbiłem adres na mapę w laptopie patrząc, którędy najlepiej dojechać. Na granicy luz, tata zapłacił za drogę i dalej jazda. Godzinę później i byliśmy na miejscu. Fakt sprawił, że robili tam Polacy więc „koniec języka za przewodnika”, dowiedzieliśmy się to i owo po czym wróciliśmy do auta. Była wczesna pora to, trochę pospacerowaliśmy po mieście i po południu powrót do samochodu bo zgłodnieliśmy. Słońce chyliło się ku zachodowi, na dworze robiło się zimniej więc resztę dnia spędziliśmy w kabinie oglądając filmy. Wieczorem toaleta i spać.
Dzień4 Czwartek 01.02.2012r.
Start: Trossingen (D)
Meta: Zgorzelec (PL)
Obudziłem się wcześnie rano, ale nie chcąc budzić taty nie schodziłem z łóżka tylko, leżałem i czekałem. Chwilę później przebudził się tata, trochę pogadaliśmy tak leżąc, ja na górze tata na dole po czym zabraliśmy się do roboty. Z powodu wczorajszego lenistwa przypadło dzisiaj mycie garnków, patelni i sztućcy po wczorajszym obiedzie. Po śniadaniu przygotowaliśmy auto pod załadunek. Chłopaki ręcznie ładowali a my co jakiś czas tylko zapinaliśmy pasami kolejne ułożone warstwy ładunku. Mozolnie bo mozolnie ale coraz mniej pustego miejsca zostawało na naczepie, aż w końcu załadunek dobiegł końca. Wypisali papiery i mogliśmy jechać. Była to już późna pora bo po 13 albo koło 14. Jak tylko byliśmy na autobanie, szliśmy na odcięciu bo nie widziało nam się, żeby spać niedaleko granicy. Na drodze ruch gęstniał i koło Stuttgartu odstaliśmy w dwóch korkach. Potem na A6, też lekkie zatwardzenie bo na lewym pasie dwie osobówki się przytuliły. Mieliśmy farta, bo jak tylko przejechaliśmy to zamknęli na jakiś czas autostradę. Koniec końców za pierwszą zmianę dognaliśmy do parkingu przed „Górą Płaczu”. Tam odkręciliśmy czterdziestkę piątkę, zjedliśmy słoik pulpetów i ruszyliśmy dalej. Godziny były późne to i ruch ustawał a jazda płynniejsza. Z zapasem 4 minut udało się dolecieć do Orlena na Zgorzelcu i znaleźć stojankę na parkingu. Krótka pogaducha przy browarze i koło 2 poszliśmy spać.

Dzień5 Piątek 02.03.2012r.
Start: Zgorzelec (PL)
Meta: Borki (PL)
Wcześnie rano, zjedliśmy w pobliskim barze jajecznice i ruszyliśmy dalej. Na A4 nic szczególnego się nie działo, wiało nudą, więc czas zleciał na rozmowie, czytaniu prasy i słuchaniu muzyki. Dzisiaj bez, żadnego pośpiechu jechaliśmy 85km/h więc norma systematycznie spadała. Na wysokości Brzegu zjazd, trochę potłukliśmy się chyrami a potem już równą DK94 toczyliśmy się w stronę Opola. W Buszycach mieliśmy zrzutkę i znowu trochę czasu minęło, bo rozładunek też ręczny. Siedząc w aucie już cieszyliśmy się, że zaraz wrócimy do domu i będziemy mieli wolny weekend. Radość krótko nie trwała, bo firma ożeniła nas z jakimś nawozem do Rychłocic. Dali adres do malutkiej wioseczki, więc po zrzutce zaraz się Tm udaliśmy. Na miejscu nikogo nie było więc zadzwoniliśmy do biura mówiąc jak jest sytuacja. Okazało się, że ktoś z góry pochrzanił adresy i załadunek mieliśmy 10-15km od miejsca, w którym staliśmy a pracownik specjalnie na nas czeka. No to szybka nawrotka i rura na właściwy adres. Wózkowy swój chłop, nie był tym faktem zdenerwowany i spokojnie nas załadował. Załadowaliśmy 48 BigBag-ów i zwinęliśmy się do domu. Część drogi w opłakanym stanie więc i żółwim tempem posuwaliśmy się do przodu, ale później droga była już równa więc mogliśmy nieco przyśpieszyć. Zaskoczył nas wyremontowany dość duży odcinek drogi co znacznie przyśpieszyło czas powrotu. W Kępnie o dziwo spokój bez, żadnego stania przejechaliśmy. Potem już DK8 zjazd na DK14 kawałek dalej i byliśmy w domu. Jeszcze tego samego dnia udało się dogadać z kolesiem, że jutro bez problemu nas rozładuje.

Dzień6 Sobota 03.03.2012r.
Start: Borki (PL)
Meta: Borki (PL)
wstaliśmy o 6.00. Bez śniadania pojechaliśmy na rozładunek. Dużego dojazdu nie było bo może z 40-50km. Na miejscu byliśmy 30 minut przed czasem, więc zrobiliśmy sobie śniadanie. Punkt 8.00 przybył gospodarz zaprowadził nas na plac, a potem wózkowy rozładował naczepę. Papiery były podbite, więc mogliśmy ruszać. Zanim ruszyliśmy, telefon z firmy. Znowu nas z czymś ożenili. Tym razem mieliśmy zaprowadzić swoją naczepę do Wieruszowa, wrócić do Wielunia by zabrać inną naczepę od nas i znowu wrócić do Wieruszowa. Wracając zatankowaliśmy kotły w Wieluniu i pognaliśmy do Wieruszowa podstawić Wieltonkę pod załadunek. Tata poszedł do biura ja rozpiąłem konia z naczepą. Zaraz po wyjeździe zabraliśmy kierowcę. Akurat się złożyło, że pochodził z Wielunia więc bardzo mu to pasowało, że jedziemy dokładnie tam, gdzie chciał się dostać. W korku do świateł wyskoczyłem z auta i poszedłem pozałatwiać kilka spraw na mieście a tata poleciał po naczepę. Zgadaliśmy się, że będę czekał na przystanku i mnie zgarnie. Pozałatwiałem wszystko i czekałem na przystanku a chwilę potem zjawił się tata i mogliśmy jechać dalej. Naczepę odstawiliśmy na bazę a koniem pojechaliśmy do firmy. Spięliśmy zestaw i poszliśmy na magazyn, żeby zabezpieczyć ładunek a przy okazji pomóc w załadunku. Jak było wszystko gotowe wróciliśmy późnym popołudniem do domu całym zestawem.

Dzięki za uwagę.
|