Cytuj:
tylko zauwaz ze czesto niema mozliwosci zeby ten "praktykant"mogl jezdzic tylko w przyjaznych warunkach.jak szef kogos zatrudnia to uwaza ze ma jezdzic tak jak normalny kierowca przychodzi jego zmiana siada za kolko i jedzie a czy to bedzie autostrada czy trudna trasa gorska to niewazne ma siasc i jechac.nie da sie tak rozplanowac trasy zeby uczacy sie jechal tylko na latwych odcinkach zawsze sie trafi mniej lub bardziej trudna droga i co wtedy maja zjechac na parking poczekac az zrobia pauze i ruszyc jak jechac bedzie mogl doswiadczony kierowca?...
coś w tym jest, bo większość firm nie jest przygotowana do nauczynia młodych.
jeżeli zaś jest przygotowana i robi to dłuższy czas, to młodego nie traktuje się jako pełnego kierowcę i na początku nie stawia się przed nim wymagań takich jak przed innymi.
od decyzji kierowcy opiekuna zależy kiedy i w jakim stopniu wsadzić go za kierownicę.
natomiast to o czym wspomniał kolega Vector13 jest bezsensem. młody w początkowym okresie musi mieć jednego który go uczy. jeżdżenie jako skoczek z coraz to różnymi kierowcami powoduje, że nauka (jeżeli wogóle o takiej mozna mówić) jest chaotyczna i nieuporządkowana.
w naszej firmie po wstępnym okresie nauki, kiedy młody kierowca oraz jego opiekun stwierdzą, że jest gotowy do samodzielnej pracy, my mu nie uwierzymy i wsadzymy go do innego doświadczonego kierowcy. kiedy ten po kursie to potwierdzi, młody dostaje auto i zaczyna samodzielna pracę.
natomiast co do relacji między kierowcami: zawsze nowo pzyjętym
kierowcom, którzy mają uczyć się z innymi powtarzam, aby nie krępowali mówić o tym jeżeli osobowościami nie podpasują się, bo zdarza się że małżeństwa się rozchodzą, więc takie rzeczy się zdarzają, a nie mówienie o tym spowoduje, że ja będe miał później większe konflikty do roziązywania, którym możnabyło przeciwdziałać wcześniej.
jednak jeżeli nowemu kierowcy nie będą pasowali kolejni kierowcy, to mogę na 100% uznać, że coś z nim nie jest OK.