Cytuj:
Serio, gdybym dostawał 1 zł za każdym razem gdy słyszę od kogoś że "trzeba brać minimum za kilometr tyle co kosztuje litr paliwa" to bym już był na transportowej emeryturze

Prawda jest zgoła inna. Można znaleźć w miarę dobrze płatną robotę, ale tylko tam gdzie jest jakaś nisza, lub ewentualnie trafi się klient dla którego cena nie jest najważniejsza, zdarzają się jeszcze tacy, ale wiadomo że nie można im krzyknąć 10 zł za każdy kilometr bo wtedy już cena zacznie u niego grać rolę. Ja w zeszłym roku naprawdę sporo miałem fajnie płatnej roboty gdzie trzeba było mieć stalową wywrotkę. Hurtownie kamienia, betoniarnie, otoczarnie, itp gdzie każdy może wejść z jedną patelnią i jeździć od świtu do zmierzchu nigdy nie płaciły kokosów z prostego powodu. Nie musiały bo zawsze znajdzie się chętny który pojedzie.
Zawsze kij ma dwa końce, bo lepiej płatna robota wymaga większych inwestycji, jest jej mniej, wymaga więcej zachodu, sprzęt jest mniej uniwersalny.
Stawki stawkami, ale lepiej powiedzcie jaką marże (%) jesteście w stanie wyciągnąć z tej roboty, bo de facto po to się jeździ.
No ale chuj w te stawki. Najbardziej to mnie dziwi, że było tyle lat hossy, a rynek jest tak zepsuty. Czasem mamy jakieś zlecenia ze spedycji, to te zapisy w zleceniach to jest jakiś żart. 30 min na odrzucenie lub akceptacje, 24/48 godzin wolnych od opłat, termin płatności 30-60 dni, czas na dostarczenie dokumentów ultra krótki. Asymetria praw/obowiązków w porównaniu do odpowiedzialności jest tak nieprawdopodobna, że to się w głowie nie mieści. Wykreślamy większość tych zapisów, bo mamy robić interesy, a nie być chłopem pańszczyźnianym.
Teraz jest bessa, nie wiadomo czy wiosną robota wstanie. Więc jak za czasów hossy było tak jak wyżej, to za bessy terminy od razu skoczą do 120 dni, płatność po kolejnych 120, czas na wysłanie oryginałów dokumentów 5 min i jeszcze lodzik spedytorowi raz w tygodniu.