Witam,
Chciałem podzielić się z Wami sytuacją zaistniałą ostatnio u mnie w firmie, będącą dobitnym dowodem na to czym jest rutyna i zmęczenie, a jak łatwo o tragedię.
Jak co rano przyjechał do nas solo MAN TGA z Warszawy, z dostawą części samochodowych.
Jak zwykle jeden z wielu kierowców tej firmy rutynowo cofnął do magazynu, a my równie rutynowo niezwłocznie przystąpiliśmy do rozładunku. Dwóch kolegów zdążyło wejść już na pakę, jeden oczekiwał pomiędzy drzwiami magazynu, a samochodem, ja z kolegą podejść jeszcze nie zdążyłem.
Zdążył za to podejść już do nas kierowca.
Co się okazało, nagle samochód zaczął się toczyć do tyłu, a kolega w ostatniej chwili zdążył otworzyć drzwi magazynu i uciec, zanim to otwarcie byłoby niemożliwe.
Na szczęście jedyną "ofiarą" stały się otwarte drzwi szoferki, które zostały uszkodzone poprzez kolizję ze słupem.
Do teraz jednak myślę, jaki byłby efekt "delikatnego" dociśnięcia kolegi do ściany przez tak wielką masę.
Myślę, że wszyscy z tej sytuacji wynieśliśmy pewną naukę
Czy przyczyną był niesprawny, lub nie zaciągnięty ręczny, tego nie wiemy, gdyż kierowca nie był skory do rozmowy;)
p.s wiem, fascynująca, niedzielna historia.