Problem dotyczy dość denerwującego problemu, który czasem spotykam na naszych drogach. Ot na przykład wczoraj. Jadę z Białegostoku na Łomżę, w baku rezerwa i tylko wyglądam na stację paliw. Z konieczności musi być to orlen bo tankuję na flotę. Prze de mną po lewej stronie widzę wielką stację z orłem w logo. Ucieszony, że zaraz zatankuję do pełna zbliżam się radośnie. A tutaj niespodzianka. Stacja jest po lewej stronie jezdni a na drodze znak "nakaz jazdy prosto".
Nie pierwszy raz spotykam się z czymś takim, jednak dopiero wczoraj problem stał się dotkliwy. Co jeśli następna stacja będzie za daleko i nie zdążę dolecieć na zapasach rezerwy i czemu nie mogę skręcić tutaj kiedy wszystko pasuje jak ulał.
Może się pojawić odpowiedź, że to miejsce jest niebezpieczne i manewr w lewo może się skończyć wypadkiem bo jest wysokie ryzyko ze względu na duże prędkości z jakimi można się na tej drodze poruszać. Jednak nie jest to (krajowa

na tyle wąska droga by nie zrobić w tym miejscu środkowego pasa skrętu na stację, minimalizując pobocze i stawiając 2 znaki ograniczenia do 70 km/h. Po za tym, w wielu miejscach w Polsce na takich samych drogach gdzie można się poruszać 90 km/h można swobodnie bez dodatkowego pasa ruchu na stację wjechać.
Z drugiej strony jednostronne stacje tracą klientów, którzy czy to z potrzeby czy z sympatii lub pewności jakości paliwa na pewno odwiedzili by to miejsce. Tymczasem podjęte ryzyko wjechania by uzupełnić paliwo wiąże się z świadomością, że jeśli przyłapała by nas na tym drogówka bylibyśmy odpowiedzialni za złamanie kilku przepisów. Po pierwsze złamanie nakazu jazdy prosto, po drugie przekroczenie linii podwójnej ciągłej oraz powtórkę przy wyjeżdżaniu ze stacji z różnicą znaku nakazu jazdy w prawo.
Dla mnie jest to trochę bez sensu. Mi na szczęście udało się jakoś dojechać do następnej stacji chociaż nie wiem jak bo chyba "na oparach". Jednak co by się stało gdyby po drodze zabrakło mi ropy? Pewnie leciałbym z baniakiem na stację by dolać mu tę parę litrów a potem dojechać dalej.