Offline
Użytkownik

Rejestracja: 28 cze 2008, 2:55
Posty: 262
GG: 6263155
Samochód: Citroen Berlingo 2.0 HDI
Mam pytanie dotyczące dzisiejszej sytuacji. Ostatnio jeżdżę dość sfatygowanym Mercedesem Sprinterem 308 2,3l. Dwa dni temu zaczęły się moje problemy z hamulcami. Najpierw przy hamowaniu samochód wydawał dźwięki jak tramwaj, a potem było tak nawet przy ruszaniu. Przedwczoraj sprawdzałem w aucie płyny i ich stan był bezpieczny. Wczoraj miałem taką sytuację. Po 500 km trasy zaczęło dziać się coś niepokojącego. Przy ruszaniu samochód miał wyraźne oznaki, że klocki hamulcowe ocierają zbyt mocno o tarczę. Gdy dojechałem do ostatniego punktu rozładunkowego i lekko cofnąłem to w kole aż coś chrupnęło. Potem hamulcy prawie nie miałem. Do domu doleciałem powoli, hamując resztkami tego co miałem w pedale i oczywiście biegami.
Dziś rano oczywiście pierwsze co zrobiłem to zaprowadziłem auto do mechanika (dość duży profesionalny zakład). Wraz z szefem byliśmy pewni, że do wymiany są klocki hamulcowe. Po zdjęciu kół okazało się, że klocki są w 3 kołach ok. Za to wyszło, że w obwodzie nie ma już prawie płynu a pod ramą z tyłu urwał się element który reguluje siłę hamowania. W przednich kołach wymieniono tarcze bo jedna rzeczywiście była do niczego. A teraz sedno. Gdy okazało się, że w układzie brakuje płynu mechanik który został przydzielony do naprawy zaczął mnie op......lać. Stwierdził, że jak ja mogłem jechać skoro nie było hamulcy, mogłem kogoś zabić i że płyny się sprawdza. Oczywiście powiedziałem mu, że do tej pory hamulce były bez problemu a płyn był ostatnio sprawdzany. On jednak dalej ciągnął, że jeździłem jak bomba zegarowa.
Po 3 godzinach Mercedes wyjechał ze sprawnym układem hamulcowym z naprawy.
Teraz kwestia, czy mechanik miał prawo dawać mi reprymendę za to, że w samochodzie nie był sprawny układ hamulcowy?
Z mojej strony uważam, że nie popełniłem błędów, płyny sprawdzam prawie codziennie, a gdy doszło do sytuacji awaryjnej do domu wracałem z prędkością ok 40 km na godzinę w domyśle, że wytarte są klocki i tak by móc hamować resztą kół jednocześnie nie uszkadzając tarczy.
I na koniec ciekawostka z życia codziennego. Już wieczorem rozładowany postanowiłem podpomopować koła. Zajechałem na stację Orlen i podłączyłem przewód kompresora do wentla w tylnim kole. Było 4 atmosfery więc chciałem dobić do 4,2. Jakież było moje zdziwienie, że nie dość, że nie mogę dopuścić powietrza, to jeszcze zleciało mi przy tym zabiegu do 3,8. Poszedłem na stację by pomógł mi ktoś z obsługi bo ich kompresor ma problem i nie ma siły doładować powietrza. Na co dostałem odpowiedź, że to nie jest problem, bo kompresory są tak ustawione, by nie ładować więcej niż 3,5. Ponieważ zdarzało się, że w osobówkach strzelały opony. Złapałem się za głowę. Kiedyś przyjechałem przeładowanym Renault Master i nie było problemy, samochód aż podniosło. Zamiast traktować ludzi jak debili co walą ile wlezie w koła, mogli by ponaklejać tabliczki z oznaczeniem ile do jakiego rodzaju auta dobić powietrza.
Co gorsza na dwóch innych stacjach w okolicy Lotos-u to samo. Jedyne co mi się udało to podnieść do prawie 4 w kole w którym ciśnienie sam obniżyłem. Nie uważacie, że to trochę dziwne, że nie można ze spokojem dopompować kół w aucie dostawczym na stacji paliw?
_________________
I Was Born To Be A Truck Driver.
B - 24 VIII 2004
C - 29 VIII 2009
Kurs Na Przewóz Rzeczy