Takie rzeczy nie tylko w Polsce.
U nas to i tak nie jest źle z tą biurokracją. Wystarczy pojechać do Niemiec

Swego czasu byliśmy w PANALPINIE w Hamburgu, jak zawsze ustawiliśmy się w kolejkę no i czekaliśmy. Poszliśmy z papierami do biurowca, po czym okazało się, że nie zgadza nam się w papierach waga (można powiedzieć, że standard). Problem był tego rodzaju, że towar przypłynął z Chin, gdzie żółtki jak zawsze wbiły sobie wagę z księżyca, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo generalnie robią tak cały czas, lecz celnik który odbierał towar ze statku pomylił kg i wpisał nam zupełnie co innego niż było na zamówieniu i papierach z odbioru. Następnym krokiem było to, że wykryli to dopiero biurokraci z Panalpiny, bo nasz spedytor z Hamburga, przez którego ręce przechodzą wszystkie nasze papiery przed dotarciem do punktów odbioru, miał urlop i zastępował go jakiś gostek, który zupełnie nie miał pojęcia o tej robocie i nic nie wykrył, gdy przesyłał papiery do Panalpiny. W sumie wyszło na to, że staliśmy u nich ponad 6h, czekając na przefaksowanie poprawionych papierów, i dopiero po zamknięciu biura papiery przyszły na stół jakiś magików z biurowca, którzy klepali nadgodziny. Cudem udało się je nam od nich wyciągnąć, uprosiliśmy magazynierów o te 3 palety i po 18 wyjeżdżaliśmy z Hamburga.
Normalnie gdy żółtki wysyłają towar do magazynów portowych nie ma problemu, ale jak dostają go takie spedycje jak Panalpina, to prawie zawsze są problemy...
Żeby tego było mało, w międzyczasie przyjechał Polak z kontenerem i okazało się, że w innym oddziale Panalpiny (chyba z Polski), gdy ładowali mu kontener i zaplombowali zapomnieli doładować mu 5 palet, i dopiero w Hamburgu, po odplombowaniu okazało się, że ich brakuje. Nie wiem jak to się stało, ale udało mu się wyjechać z firmy wcześniej niż nam. Zapewne musiał zapier***ać po te palety z powrotem...