Dzik - to dzik. U Nas na wsi, pamiętam jak dziś, aż 2 sztuki jeździły (w tym jednego miał sąsiad). Odpala się je wkładając kawałek rurki (czy jak to zwał) na taki bolec, całym ciałem naciskając w dół, po czym energicznie szarpiąc do góry - chwycił albo nie
Siedzenie miał na przyczepce, jednak nie było konieczności stosowania jej. Można było coś innego "zapiąć" i pracować w polu.
Pamiętam jak była okazja, to nawet na burakach się jechało i człowiek był uradowany na maksimum. Zapytacie jak tym się skręcało? Otóż kierowca wystawiał rękę i musiał ruszyć swe szanowne "4 litery" - jadąc wolno maszerował trzymając kierownice.
Był to niezwykle wdzięczny wynalazek - jeśli ktoś miał gospodarkę, pole - ale nie mierzone w hektarach - to dzik dawał rade.