1.Ja sugerowałbym się nie rozdrabniać nad tym,czy przez pierwsze miesiące będzie 200 złotych więcej czy 300 mniej.
2.Nadal trzeba nie zapominać,że dla pracodawcy nie jesteśmy "pełnowartościowym egzemplarzem".I będzie tak jeszcze dość długi czas, bo biorąc pod uwagę naszą bardzo ograniczona znajomość tematu będzie musiał dopasowywać do tego pracę.
3."Pełnowartościowy" kierowca to ten, który bez zdziwienia przyjmie zlecenie tak na Słowację czy do Niemiec, jak do Portugalii, Rosji czy Norwegii.Bo oprócz tego że trafi pod wskazany adres ,to poradzi sobie z formalnościami.Bo tutaj można narobić dużych problemów.A tego uczy się z czasem.I na pewno nie po dwóch miesiącach.Oczywiście, jeżdżąc "wahadlem" tam i z powrotem, można to względnie poprawnie po kilku kursach robić.
4.Wbrew rozpowszechnianym opinom, zwierząt ani się na siłę w pojazdach nie ubija, ani nie traktuje ich jak rzeczy.Poza tym, auta przewożące zwierzęta są w czołówce kontrolowanych standardowo przez ITD.A gdyby to był transport na dłuższych odcinkach, międzynarodowy, to przewóz ludzi nie podlega tak ostrym rygorom jak właśnie transport zwierząt.Choćby to,że ludzie nie mają obowiązkowego karmienia, spacerów, oględzin przez lekarza itp. przyjemności, które muszą byc odnotowane w dokumentach dotyczących przewozu

5.Jazda pojazdem przewożącym zwierzęta jest porównywalna, ale moim zdaniem jeszcze trudniejsza niż jazda cysterną, z racji na ich tendencje do przemieszczania się.
5.Tak jak nie wiadomo na jakiego "dublera" się trafi, tak i on będzie musiał znosić w zamkniętej przestrzeni kogoś obcego.Dlatego wiele firm płaci "nauczycielowi" rodzaj premii za dodatkowe trudy.Do tego "uczeń" też oczekuje "godnego" wynagrodzenia i koszty rosną.A klient-zleceniodawca za to przecież nie dołoży.Stąd nic dziwnego,że potencjalny pracodawca chce mieć w miarę duże prawdopodobieństwo że to wszystko ma sens.
Więc powiem jeszcze raz: spróbować, choćby za darmo, i dopiero podjąć wstępną decyzję.