Witam
Odkąd jestem na forum chodzą mi po głowie "głupie pytania" czy są głupie czy nie to pewnie zalezy od punktu widzenia.
Zostało mi jeszcze chyba ostatnie z takich pytań.
Nurtuje mnie ta kwestia coraz bardziej wraz z nowymi doświadczeniami.
Pytanie brzmi jak "znosicie" przesiadanie sie z samochodu na samochód?
Głównie chodzi mi o kwestię, kiedy to na przyklad wracacie z trasy pełnowymiarowym zestawem, jeździliście nim, spaliście w nim, bite 2 tygodnie. Resztkami sił parkujecie auto na parkingu firmowym, przesiadacie sie do swojej "mikroskopijnej" osobówki. Jakie macie wtedy uczucia i czy nie macie dyskomfortu "jak sie tym jeździ?"
Moje refleksje opieram na doświadczeniach, które rozpoczeły sie od pójscia na kurs kat. C Na jazdy zawsze dojeżdzałem swoją osobówką.
Po pierwszych 2 godzinach jazdy po mieście, od momentu wysiadania, do momentu zapalenia silnika w mojej osobówce mijało pare minut.
Uczucie samego siedzenia w tym aucie było kosmiczne, tak jakbym nigdy tym autem nie jeździł, jakbym siedział tyłkiem na asfalcie, jakby nie było lewarka skrzyni biegów tylko jakiś "dings" jakby sprzegło sie samo zapadało w podłoge itp itd...
Pierwsze kilka razy było dla mnie naprawde trudne.
Jest to doswiadczenie niemiłe w momencie kiedy swoją osobówką przejeżdżam pare tysiecy kilometrów, wydaje mi sie że znam ją na wylot, a tu nagle nie wiem jak tym jechać?
Podejrzewam, że mózg musi sie do takich przesiadek przyzwyczaić, po kilku razach było już lepiej. Myślałem że nic takiego mnie już nie spotka.
Jednak jak zapewne niektórzy na forum wiedza 2 tygodnie temu zacząłem jeździć transitem z pieczywem w nocy od godziny 12 do 9 rano.
Już nie bede wracał do stanu technicznego tego pojazdu, jednak jeżdżąc takim czymś w godzinach nocnych, w ciągu jednej nocy tyle godzin ile swoją osobówką przejezdża sie w pare dni czy tam tydzień, trudno aby organizm nie "zgłupiał".
Powtarza sie wyżej opisana historia. Rano przesiadłem sie do swojej osobówki. Miałem wrazenia jeszcze gorsze niż z przesiadania sie z pełnowymiarowej solówki. Może dlatego że taki transit to auto bardziej zbliżone do osobówki.
Człowiek po tylu godzinach pracy, niewyspany naprawde głupieje w takiej sytuacji. Od nowa trzeba wyczuć sprzegło i uczyć się tego auta.
Nawet kiedy niedziele miałem wolną, mogłem odespać i pojechac gdzieś krajoznawczo swoim autem, miałem cały dzień dyskomfort. Niby sie zna to auto dobrze, a jednak czuje sie pewniej w tym służbowym transicie, ktorym sie jeździ dopiero 2 tygodnie...
Są to takie blachostki, na przykład transitem często musiałem sie ładowac w karkołomnych miejscach, cofac na milimetry, ruszac pod górke z tylnym napędem na szutrze, auto tego pokroju po popuszczenia sprzegła nawet pod górke samo rusza a na pewno sie nie cofa, potem człowiek sie przesiada do osobówki i jest zdziwiony że auto sie cofa przy ruszaniu pod górke....

Przykładów mógłbym mnożyć w nieskonczonosc, wydaje mi sie ze naświetliłem specyfike problemu a reszte sami pewno dopiszecie.
Brzmi to wszystko śmiesznie, jednak powoli będę zmierzał do sedna.
Prawdopodobnie to kwestia doświadczenia iż dobry kierowca to nie taki, który przejeździ jednym autem 10 000 kilometrów, tylko taki, który wsiądzie do każdego samochodu i będzie sie czuł w tym aucie jak przedłużenie prawej ręki.
Jednak nie ma opcji, po prostu nie uwierze że zjeżdzając z dwutygodniowej trasy nie macie problemów z pierwszymi kilometrami swoją osobówką.
Mam nadzieje że temat wzbudzi zainteresowanie gdyż wydaje mi sie że jest dosyć ciekawy
