Oni zawsze byli debeściaki, jak woziliśmy razem jedną kopalnię, po robocie razem pili, rano się kłócili kto pierwszy i czemu tamten ma dalej od niego
Pauzy oczywiście pod kopalnią, żeby nie daj Bóg ktoś przed nimi na szlaban wjechał
Tam było tylko dwóch mądrych kierowców, jeden jeździ do tej pory, drugi to rzucił jak wymyślili plandeki, ale gadam z nim czasem na telefonie, to sobie poplotkujemy
Hitem był temat gdy w zimę woziliśmy temat na budowę, ehhhh gdzie te czasy, styczeń -20 a my kamyki wozimy
e dobre i zjechaliśmy na wyrobisko, załadowali chłopaka ( bardzo młody i świeży, pierwsze kursy robił) i siup w dafie zamarzł osuszacz.... Chłopak wyszedł, nie wie bardzo co robić, wszyscy źli bo kolejka...
W ten czas jeszcze synki szefa jeździli z ekipą ( de 2 dafy takie ładne w SSC, aerografy itp, granat i seledyn... ) przyszli pytają co się dzieje... nie dość że te synki nic przy aucie nie zrobili... jeszcze ten młody, chyba tofik na niego mówili (szybko się zwolnił) dostał yeby... za to że auto mu zamarzło, synki poburkali i obrócili się na pięcie i chcieli się zawijać... jak się wtedy uruchomiłem...
od tego czasu jakoś mi nie mówią cześć
_________________
STRALIS
Jeździłem, ja też jeździłem dla Jeronimo, ale Martins lepij płacił i poszedłem tam, to już dawno było, zanim Rohling kupił Suusa.